Nazywam się Damian Krupa. Właśnie ukończyłem pierwszy rok studiów computer science na University of Pennsylvania – jednym z uniwersytetów Ligi Bluszczowej, zlokalizowanym w Filadelfii, w stanie Pensylwania (na południowy zachód od Nowego Jorku). Łączę również mój główny kierunek z naukami kognitywnymi oraz z przedsiębiorczością inżynieryjną.
Pochodzę z małej wioski Drzonek, która liczy jedynie 200 mieszkańców. Całą edukację aż do liceum ukończyłem w moich lokalnych szkołach. Uczęszczałem do Liceum Ogólnokształcącego im. Józefa Wybickiego w Śremie, gdzie przygotowałem się do polskiej matury na poziomie rozszerzonym z matematyki, fizyki, angielskiego oraz informatyki.
Jedyną moją okazją do uczęszczania na zajęcia poza moim lokalnym środowiskiem były wyjazdy na kilkudniowe wykłady na polskich uniwersytetach, które odbyły się już po mojej aplikacji na studia do Stanów Zjednoczonych, w trzeciej klasie liceum. Umożliwił mi to program stypendialny „pomocy wybitnie zdolnym” Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci.
Mam to szczęście studiować na jednym z najtrudniejszych kierunków na naszej uczelni. Mamy do przerobienia łącznie 40 przedmiotów przez 4 lata. Mniej więcej połowa z tego to przedmioty inżynieryjne, które zostały nam podane, głównie przedmioty z dziedziny computer science. Pozostałe to ”puste sloty” czy też ”kredyty”, w które sami możemy sobie wybrać interesujące nas zajęcia w ramach różnych wymagań (np. 4 przedmioty związane z computer science, 7 przedmiotów z dziedzin bardziej humanistycznych/socjologicznych/biznesowych itp.). Dzięki temu każdy z nas oprócz ”podstaw”, które musi znać każdy informatyk, może uczyć się tego co go najbardziej interesuje i co uważa, że jest najlepsze dla jego przyszłości.
To, co najbardziej podoba mi się w Stanach Zjednoczonych, to wolność. Nikt nam tutaj niczego nie narzuca ani nie zabrania, jeśli nie jest to coś, co wpływałoby negatywnie na inne osoby – nikt nas nie traktuje jak dzieci. Sami jesteśmy „kowalami własnego losu”, dlatego sami możemy tworzyć plany lekcje takie jakie chcemy oraz zapisywać się na konkretne zajęcia w semestrze, w którym uważamy, że jest to najlepsze dla nas. Tutaj nikt nam nie zakaże wziąć kursu wprowadzającego do programowania dopiero na drugim roku. Mamy jednak prywatnych doradców, którzy podpowiedzieliby nam, że jeśli się na to zdecydujemy, to możemy nie dać rady ukończyć naszych studiów w 4 lata. Właśnie dzięki takiemu systemowi jestem w stanie zaprojektować „swój własny kierunek” łącząc nauki kognitywne nakierunkowane na sztuczną inteligencję oraz przedsiębiorczość nakierunkowaną na prowadzenie firmy informatycznej z computer science nakierunkowanym na inżynierię oprogramowania, a to wszystko w ramach moich 40 wymaganych przedmiotów.
Jak już powiedziałem, computer science to jeden z najtrudniejszych kierunków na naszej uczelni, nie tylko ze względu na liczbę przedmiotów do przerobienia, ale również ze względu na to, że większość tych przedmiotów jest związana z computer science, które prawie zawsze są oceniane przez studentów jako bardzo trudne. Już na pierwszym roku większość studentów computer science zmierza się z przedmiotem, który w rankingach jest oceniany przez studentów jako drugi najtrudniejszy przedmiot na całej uczelni. Jednakże nawet w kwestii wybierania poziomu trudności, uczniowie mają częściową dowolność. Można zapisać się na ten przedmiot z jednym z najwybitniejszych i najbardziej wymagających profesorów na naszej uczelni, ale można też zapisać się z innym profesorem i wtedy ten przedmiot będzie łatwiejszy, chociaż, według statystycznych opinii studentów, ilość wiedzy wyniesionej z niego będzie wtedy znacznie niższa.
Ja wybrałem pierwszą drogę, ponieważ w kolejnym semestrze jest „druga część” tego przedmiotu z tym samym profesorem – algorytmika, która, według mnie, jest jednym z najważniejszych przedmiotów w computer science. To znajomość algorytmów decyduje, gdzie i jak dobrze płatną pracę dostaniemy po studiach. Bez wątpienia jednak przedmiot ten jest niezwykle trudny, ponieważ co tydzień są z niego zadania domowe, średnio zajmujące około 30 godzin, chociaż były tygodnie kiedy zabierały mi ponad 40 godzin – przypominam, że jest to tylko jeden przedmiot. Jednak generalną zasadą na naszej uczelni jest to, że na każdy z 5 (lub czasem mniej w przypadku większości kierunków nieinżynieryjnych) przedmiotów każdego semestru należy przeznaczyć około 12 godzin tygodniowo na pracę w domu. Łatwo więc policzyć, że studenci computer science zazwyczaj nie mają niestety czasu, aby uczestniczyć w wielu aktywnościach pozaakademickich, ponieważ przedmioty z tej dziedziny zazwyczaj zabierają znacznie więcej czasu niż średni rekomendowany czas tygodniowo. Dlatego też bardzo zaleca się studentom niezapisywanie się na więcej niż 2 zajęcia z computer science na semestr. Zapisanie się na więcej często może skutkować niemożnością ukończenia semestru z dobrymi ocenami.
Z pewnością jednak tak intensywna nauka jest bardzo rozwojowa. Pod koniec tego roku czułem się, jakbym przez rok nauczył się więcej niż przez całą moją edukację w Polsce. Tym bardziej zadowalające jest uczucie, kiedy z tak intensywnego planu zajęć uda się wyjść z perfekcyjną średnią, nie zaniedbując przy tym relacji z przyjaciółmi oraz aktywności, takich jak konkursy, staże letnie czy po prostu czas miło spędzony czas z osobami o podobnych zainteresowaniach. Z tego co nam powiedziano na rozpoczęciu roku, szkoła inżynierii ma najniższy wskaźnik przyjęć ze wszystkich czterech szkół na University of Pennsylvania (School of Enigneering, College, School of Nursing oraz Wharton, słynna szkoła biznesowa w top 1 rankingów światowych, którą ukończyły takie osoby jak Elon Musk, Warren Buffet czy Donald Trump). Na naszym kierunku studiuje mniej osób, niż by można się spodziewać, z tego co słyszałem to około 500 na całej uczelni. Na tę chwilę jestem jedynym Polakiem studiującym computer science tutaj, jednak już w tym roku dołączy do nas nowa Polka. :)
Studia na uczelniach publicznych w Polsce są bezpłatne: w USA musisz zapłacić często wysokie sumy za edukację na uczelniach wyższych. Aktualne czesne na UPenn wynosi 58 620 USD, a koszty życia to średnio 30 000 rocznie. Na szczęście kandydaci zagraniczni mogą liczyć na wsparcie finansowe od uczelni i stypendia instytucjonalne. Taką potrzebę należy zawrzeć już podczas składania wniosku o przyjęcie na studia.
Na studia w USA byłem zdecydowany już jako 14-latek, niedługo po tym, kiedy dostałem oficjalny certyfikat od Mensy mówiący, że moje IQ plasuje się w co najmniej górnym 1% społeczeństwa. To było coś, co zupełnie odmieniło moje życie. Z największego pesymisty stałem się największym optymistą i zacząłem doceniać oraz wierzyć w samego siebie. Wielu ludzi, którzy od urodzenia wychowywali się w środowiskach bardzo przyjaznych dla ich rozwoju, może nie zrozumieć, jak wynik jednego testu mógł mieć tak ogromny wpływ na mnie. Ja jednak przez całe życie wychowywałem się w małej wiosce i na każdy mój bardziej ambitny pomysł ludzie, których znałem, reagowali tak samo – śmiechem i mówieniem mi, że nigdy tego nie osiągnę, bo nie urodziłem się nikim znaczącym.
Jednak otrzymanie certyfikatu to nie był pierwszy moment kiedy chciałem robić coś znaczącego w swoim życiu. Pierwszą mini-grę stworzyłem w wieku 9 lat, pierwszą stronę internetową zaprogramowałem, kiedy miałem 10 lat, pierwsze dochodowe produkty w Internecie zacząłem tworzyć mając 12 lat, mimo że nigdy w życiu nie znałem żadnego programisty aż do 15. roku życia gdy dostałem ofertę pracy jako web developer w Rozwojowcu. Jednak te wszystkie działania były nakierunkowane na prowadzenia dostatniego „zwyczajnego” życia. Dopiero, kiedy dostałem mój wynik z Mensy, wszystko się zmieniło. Zacząłem nakierowywać swoje życie na zmienianie wielkich rzeczy w świecie, bo wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że jestem do tego zdolny, gdyż to nie zewnętrzne czynniki definiują siłę człowieka, lecz jego wewnętrzna wartość.
Kiedy sam uwierzysz w siebie, to nie ma już znaczenia, że cały świat Ci wmawia, że to na co pracujesz nigdy się nie uda i jest „snem szaleńca”, ponieważ to nie oni decydują o Twoim życiu, tylko Ty sam.
To wtedy zacząłem układać swój życiowy plan ukierunkowany na zmienianie świata i robienie wielkich rzeczy. Na same elitarne amerykańskie uniwersytety trafiłem w dość banalny sposób. Otóż utkwiło mi w pamięci, że w serialu „Nie ma to jak hotel”, który oglądałem w wieku 9 lat, jednym z największych marzeń jednej z głównych postaci było dostanie się na Harvard, co miałoby odmienić jej całe życie. Zauważając w tym pewny związek z moją obecną sytuacją, wyszukałem w Internecie słowo „Harvard” i trafiłem na stronę konkursu Droga na Harvard. To właśnie tam znalazłem informacje o tym, jak wygląda aplikacja na elitarne uniwersytety Ligi Bluszczowej w Stanach Zjednoczonych i czytając wywiady takie jak ten zrozumiałem, że jeśli poświęcę kolejne 4 lata życia na dostanie się na jeden z tych uniwersytetów, to ja też będę w stanie to osiągnąć, a jeśli to się powiedzie, to pozostałe elementy mojego planu będą możliwe.
W ten sposób, dzięki mojej pewności siebie i determinacji w dążeniu do celu przez lata, pokonywałem kolejne trudności, aby przebić „szklany sufit” i umożliwić sobie to, co wtedy moi znajomi nazwaliby „snem szaleńca”. Dzięki temu co robiłem już od 10. roku życia czułem, że elitarne uniwersytety w Stanach, dla których najważniejsze są cechy i osiągnięcia osobiste oraz determinacja do walki z rzeczywistością, mogą mnie docenić. Od tamtego momentu przez 4 kolejne lata nie było dnia, abym nie myślał o tym, jak dostać się na Ivy League. Niedługo po tym, mając 15 lat, zaaplikowałem na stanowisko web developera w Rozwojowcu, ponieważ wiedziałem, że otrzymanie oferty pracy na równi z magistrami informatyki już w tym wieku znacznie podniosłoby moje szanse, aby dostać się na Ivy League. Powiodło się.
Pracodawcy, będący pod wrażeniem moich doświadczeń z programowaniem już od 10. roku życia, od razu zaoferowali mi pracę, którą z sukcesami wykonywałem zdalnie przez 3 lata. Jednak w pewnym momencie musiałem przestać pracować wyłącznie nad moimi dodatkowymi aktywnościami i ocenami – musiałem zacząć przygotowywać się do egzaminów aplikacyjnych oraz do samej aplikacji. Aby to się powiodło prowadziłem życie robota od końcówki 2016 roku do początku 2018 roku. Dzięki kursowi samodyscypliny Best You, który stworzyliśmy w Rozwojowcu, udało mi się wycisnąć siebie samego do maksimum. Miałem zaplanowaną każdą minutę każdego dnia przez cały 2017 rok. Były dni, że spałem po 3 godziny dziennie, często musiałem odmawiać nawet pójścia na osiemnastkę moich kolegów, oczywiście o rzeczach takich jak prawo jazdy w ogóle nie było mowy – poświęciłem się całkowicie aplikacji.
W 10 miesięcy podniosłem mój wynik z SAT o około 470 punktów: otrzymałem 800 z SAT Subject Math 2, 800 z matematyki na SAT, a to wszystko dzięki codziennej i regularnej pracy. Mało tego – mój poziom znajomości angielskiego pod koniec 2016 roku był tak słaby, że praktycznie w ogóle nie rozumiałem, jeśli ktoś coś mówił po angielsku. Nie było nawet mowy o oglądaniu filmu bez polskich napisów. Przez codzienną naukę angielskiego 30 minut w dni powszednie oraz 2-4 godziny w dni wolne, zawsze, bez żadnych wyjątków, po kilku miesiącach udało mi się podnieść swój angielski do poziomu, w którym mogłem oglądać film z angielskimi napisami, a po niecałym roku do takiego, w którym mogłem oglądać film i bez angielskich napisów, zdając również TOEFLa na 103 punkty. Działałem jak robot, ustalałem sobie własne terminy i wszystkiego dotrzymywałem. To, co muszę teraz robić na studiach, żeby mieć jedną z najlepszych średnich na moim kierunku, jest niczym w porównaniu do tego, co musiałem robić żeby w ogóle się tam dostać jako Polak, potrzebujący ogromnych pieniędzy w pomocy finansowej od uczelni, aby pokryć część kosztów studiów, której mój tata nie byłby w stanie opłacić.
Oczywiście egzaminy to nie wszystko, w międzyczasie brałem udział w wielu konkursach, między innymi zostałem finalistą Drogi na Harvard, stypendystą Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, ukończyłem kurs angielskiego w Hollywood czy nawet otrzymałem staż jako inżynier oprogramowania w Dolinie Krzemowej, którego jeszcze nie mogłem wtedy podjąć ze względów wizowych. Do tego dochodziło bardzo dużo researchowania wszystkich tematów w aplikacji – stania się ekspertem w niej, pisania esejów, przygotowywaniem do rozmów kwalifikacyjnych na uczelnie i tak dalej. Samo złożenie aplikacji i podchodzenie do egzaminów również wymagało dość dużych pieniędzy jak na polskie warunki, które udało mi się zdobyć dzięki moim wieloletnim działaniom jako web developer. Wszystko to było jedną wielką inwestycją, pójściem va banque z całym swoim życiem, co przyniosło ogromny sukces. :)
Istnieją obcy ludzie, którzy mogą chcieć Ci pomóc. Całe moje życie przed przyjściem na amerykański uniwersytet to była walka ze światem, pokazywanie wszystkim tym, którzy w Ciebie zwątpili, że się mylili. Jednak przychodząc tutaj, wkroczyłem w zupełnie inny świat. Tutaj, jeśli ktoś nie chce Ci pomagać, to przynajmniej Ci nie przeszkadza, a i tak da się odczuć, że większość osób najchętniej by Cię podrzuciła jak najmocniej, żebyś doleciał jak najwyżej. :) Jednym zdaniem – są ludzie, którym szczerze na Tobie zależy i można na nich polegać.
Przyjazne stosunki między wszystkimi, nawet nieznajomymi ludźmi, nie tylko w kwestii pomagania sobie, ale nawet ogólnej życzliwości. Nawet takie błahostki, jak dziękowanie sobie za przytrzymanie drzwi. Przyjeżdżając do Ameryki przez pierwsze tygodnie bardzo dziwne były dla mnie za każdym razem sytuacje w drzwiach, ponieważ nie potrafiłem zrozumieć, za co Ci ludzie mi dziękują. Oprócz życzliwości jest też duże poczucie „bliskości” z innymi ludźmi tworzone między innymi przez brak tego nieszczęsnego tytułowania się nawzajem i niemówienia sobie „na Ty”. Ja tutaj do profesorów mówię po ich ”ksywce”, co w Polsce byłoby raczej nie do pomyślenia.
Z pewnością algorytmika. Była ona drugim najtrudniejszym przedmiotem, który brałem do tej pory (pierwszym był zdecydowanie przedmiot, który był taką podstawą do algorytmiki, o którym już z resztą mówiłem). Mimo ogromu pracy, który musiałem w nią wkładać, szybko mijał mi przy niej czas, bo bardzo lubię projektować jak najefektywniejsze algorytmy do rozwiązywania złożonych problemów. Komputery są bez dwóch zdań lepsze w rozwiązywaniu problemów niż ludzie, jednak na tę chwilę, nie potrafią jeszcze rozwiązywać tych problemów jeśli ludzie nie nakarmią ich odpowiednimi algorytmami. Mój typ osobowości to „architekt”, nic więc dziwnego, że uwielbiam algorytmy, w końcu mam pociąg do tworzenia oprogramowania już od 10 roku życia. :)
Poświęciłem całą moją licealną i po części gimnazjalną młodość, żeby się tu dostać. Nie robiłbym tego, gdybym nie był w 100% pewny, że to jest to, czego najbardziej potrzebuję w życiu. Na pewno poleciłbym studia tutaj każdemu, kto chce osiągać prawdziwe życiowe szczyty – studiują tutaj najlepsi ze wszystkich dziedzin, nawet sportowcy – w końcu Ivy League to liga sportowa. W życiu nie zdecydowałbym się studiować na innym uniwersytecie.
Ponadto, Uniwersytet Pensylwanii zajmuje bardzo wysokie pozycje w międzynarodowych rankingach. Na przykład, w zestawieniu QS zajmuje 12., a w Times Higher Education 14. miejsce na świecie.
UPenn składa się z 12 szkół, a są to m.in. Szkoła Inżynierii i Nauk Stosowanych czy Szkoła Medycyny Weterynaryjnej. Uczelnia oferuje mnóstwo kierunków licencjackich i magisterskich, a przykładowe z nich to: ekonomia biznesu i polityka publiczna, twórcze pisanie, kryminologia czy biotechnologia i biomedycyna. Z pewnością każdy znajdzie tu dla siebie wymarzony kierunek.
Mamy aktualnie 5 Polaków na studiach licencjackich UPenn, co według mnie nie jest złym wynikiem jak na najlepsze uczelnie w USA. Prężnie działa Polish Penn Club, organizujemy wspólne spotkania, czasami spotykamy się też z innymi klubami, np. takimi jak klub rosyjski. Świętujemy polskie święta, takie jak Dzień Niepodległości, jemy śniadania wielkanocne, celebrujemy razem nawet amerykańskie święta, jak Święto Dziękczynienia. Promujemy Polskę w USA i zrzeszamy wielu studentów UPenn z całego świata, którzy mają polskie korzenie.
Jako jedyne zagraniczne polskie stowarzyszenie przeprowadziliśmy Naradę Obywatelską w sprawie reformy polskiego szkolnictwa, na którą zjawiło się relatywnie dużo Polaków mieszkających w okolicy uniwersytetu. Niezwłocznie wyłapujemy nowych Polaków, którzy się dostają na UPenn i serdecznie ich witamy, chętnie udzielając pomocy w dołączeniu do nowego środowiska. Uważam, że nasze polskie stowarzyszenie na University of Pennsylvania działa bardzo dobrze. W końcu mam nawet koszulkę z napisem „Penn Polish Club”! (śmiech)
Na naszym uniwersytecie każdy student pierwszego roku musi mieszkać na kampusie, ponieważ jest to ważny element integracji i dostosowania się do nowego środowiska (nikt nie jest odizolowany). Jednakże w tym roku dołączyłem do Alpha Chi Rho i będę mieszkał w domu naszego bractwa. Niskie opłaty za mieszkanie w naszym domu sprawią, że nawet po dodaniu opłat za bycie bratem i tak cena będzie znacząco niższa niż za mieszkanie na kampusie, co pozwoli zaoszczędzić trochę pieniędzy. Poza tym, w końcu jest to dom z kuchnią, salonem, piwnicą i podwórkiem w samym centrum uczelni; żadne mieszkanie na kampusie nie ma tak dobrej lokalizacji, jak dom naszego bractwa!
Niestety studiując computer science ciężko jest znaleźć czas wolny. Jednak dzięki odpowiedniemu planowaniu udaje mi się co jakiś czas pograć w mafię w Penn Social Deduction Club czy wyjść na jakąś imprezę w Polish Penn Club lub moim bractwie. Najczęściej spotykam się ze znajomymi po prostu przez wspólne wyjścia na jedzenie.
Zawsze uczęszczam też na eventy i spotkania Penn World Scholars. Jest to najbardziej selektywny program, na który University of Pennsylvania może Cię zrekrutować. Można na niego zostać wyłącznie zrekrutowanym podczas aplikacji na studia, nie można na niego aplikować czy wyrazić chęci dołączenia do niego. Głównym celem programu jest zrzeszenie ludzi, którzy mają potencjał, aby zostać przyszłymi liderami świata. Przez ”lider świata” można rozumieć różne rzeczy – może to być zostanie prezydentem jakiegoś kraju czy prezesem dużej firmy, ale też zostanie wybitnym naukowcem czy inną osobą, która ma znaczący wpływ na rozwój świata. W roku, w którym ja zostałem zrekrutowany do Penn World Scholars, zostało zrekrutowanych łącznie 17 osób z całego świata, reprezentujemy wiele krajów na 5 kontynentach.
Jest to też program stypendialny – to Penn World Scholars daje pieniądze na pomoc finansową, którą otrzymuję od University of Pennsylvania. Program ten bardzo dba o swój prestiż. Mamy różnego rodzaju bankiety, spotkania z najwyższymi władzami uczelni, warsztaty wspomagające naszą karierę, mieliśmy też dwudniowy wyjazd z różnymi aktywnościami, zabawami integracyjnymi i naukami o tym, jak być dobrym przywódcą. Jeszcze nigdy nie opuściłem żadnego eventu naszego programu, nawet w momentach kiedy miałem najwięcej nauki. Tworzymy w naszym wąskim gronie pewnego rodzaju rodzinę. Bez dwóch zdań to właśnie tam poznałem moich najlepszych przyjaciół na uniwersytecie, już po pierwszych dniach od przyjazdu.
Pracowałem latami, aby móc tutaj się przeprowadzić, dlatego można się spodziewać, że przeprowadzka tutaj to nie było dla mnie nic strasznego. Oczywiście, tęsknoty przychodzą, jednak kiedy człowiek jest tak zapracowany, to nie ma czasu na zbędne rozmyślania Czas bardzo szybko mija: mijają cztery miesiące i znowu widzisz swoją rodzinę i znajomych. :) Udało mi się nawiązać dużo świetnych przyjaźni, największe źródła moich przyjaźni to, tak jak już mówiłem, Penn World Scholars, Penn Polish Club i moje bractwo. Do tego również dochodzi wiele przyjaźni nawiązanych w Penn Social Deduction Club, ponieważ zawsze od czasów wyjazdów z Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci powtarzałem, że nie ma lepszego sposobu na szybie nawiązanie wielu dobrych znajomości niż gra w mafię!
Kilka dobrych znajomości udało mi się również nawiązać poprzez uczestnictwo w klubie UPGRADE, gdzie tworzymy gry komputerowe oraz poprzez bycie członkiem zarządu programu kolegialnego Research, Entrepreneurship and Innovation. Udało mi się również nawiązać dobre kontakty dzięki uczestnictwu w hackathonach PennApps, gdzie stworzyliśmy świetną drużynę i na drugim hackathonie, w którym braliśmy udział, udało nam się stworzyć w 24h aplikację mobilną zintegrowaną z dodatkiem do przeglądarki do zarządzania kartami płatniczymi, która bardzo podobała się pracownikom firm takich jak Facebook. Ostatecznie nasza aplikacja zajęła drugie miejsce w kategoriach Finances and Technology oraz The best UI/UX.
Mój esej opowiadał o mojej drodze z niczego na szczyt z wyłączną pomocą Internetu, pasji oraz samozaparcia. Jego tytuł to „From Polish Village To Silicon Valley”, czy też „Z polskiej wioski do Doliny Krzemowej”.
Esej zaczyna się wspomnieniem, kiedy pierwszy raz w życiu usłyszałem na lekcji geografii o Dolinie Krzemowej. Moja nauczycielka opisywała to jako miejsce, w którym najzdolniejsi inżynierowie świata zarabiają niebotyczne sumy pieniędzy za tworzenie przyszłości. Moja odpowiedź na to była odważna i stanowcza – „Ja będę częścią tego”, jednak w klasie usłyszałem jedynie szyderczy śmiech i głosy o tym, że „Steve Jobs z Kalifornii i Damian Krupa z Drzonku to się nie dodaje”.
Potem opowiadam o tym, jakie kolejne trudności pokonywałem w życiu. O tym, że wszystko zaczęło się od tego, że po prostu chciałem zrobić w życiu coś, co miałoby jakiś wpływ na rzeczywistość. A przecież wówczas jedyne, co miałem w zasięgu ręki mając 10 lat, to był Internet: jedyne miejsce, w którym byłem wolny od uprzedzeń, w którym nikt mi nie powiedział, że to co robię jest bez sensu, bo mam tylko 10 lat albo dlatego, że jestem z małej wioski; tam po prostu nikt nie wiedział, kim jestem.
W taki sposób chciałem stworzyć coś dochodowego, jednak nie mogłem sobie pozwolić na zatrudnienie programisty do zrealizowania moich pomysłów na biznes. Dlatego postanowiłem, że sam nauczę się programować. Później opisywałem porażki, coraz głośniejszy śmiech ludzi z każdego kolejnego potknięcia i coraz większą determinację do podnoszenia się i zaczynania od nowa. Oczywiście, moja pierwsza strona nie odniosła sukcesu. Mając 12 lat zacząłem tworzyć inne produkty. Było to wyśmiewane przez tysiące ludzi w Internecie, jednak zarobiłem na tym jakieś pieniądze i zacząłem współpracować z grafikiem. Z nim stworzyliśmy kolejną wersję od zera, która również nie była szczytem profesjonalizmu, jednak za pieniądze z nowej wersji nakupiłem dużo książek o programowaniu i je przeczytałem. Po takim podejściu do tematu stworzyliśmy nową wersję, która wywołała szał wśród tych ludzi, którzy śmiali się z moich wcześniejszych produktów. Obcy ludzie chcieli żebym ich uczył programowania, myśleli, że mam 30 lat, a miałem tylko 14.
Potem jako web developerzy w Rozwojowcu stworzyliśmy w tak naprawdę 3-osobowym zespole programistów produkty, na których zarabia się teraz miliony i które zmieniają życia tysięcy ludzi. Niektórzy nawet nam wysyłali podziękowania za to, że dzięki nam udało im się rzucić narkotyki. Tak naprawdę cała ta droga z programowaniem nie służyła wyłącznie zdobywaniu doświadczenia czy zarabianiu pieniędzy. Głównym celem było budowanie marki samego siebie. Tak jak napisałem w moim eseju „na tym etapie, to nie ja chciałem Doliny Krzemowej tylko Dolina Krzemowa chciała mnie” i według mnie to jest najważniejsze w życiu – żeby budować swoją markę. Wszystko mogą Ci odebrać, ale jeśli Ty sam jesteś marką, to niezwykle łatwo jest odbudować swój status. Czy, gdyby Elon Musk teraz stracił cały swój majątek życia, to miałby jakikolwiek problem ze znalezieniem najlepiej płatnej pracy? Czy ktokolwiek by potrzebował przeprowadzać z nim rozmowy kwalifikacyjne przed przyjęciem go do swojej firmy?
Ja nie aplikowałem po staż w Dolinie Krzemowej w wieku 17 lat, nie będąc nigdy wcześniej w Ameryce – ja po prostu dostałem ofertę po tym, jak dyrektor techniczny tej firmy przeczytał moje pytanie na Quorze o studia w Stanach Zjednoczonych, w którym opisałem moje doświadczenia z programowaniem. Osobiście nie znam nikogo na całej mojej uczelni kto w pierwszym czy nawet drugim roku amerykańskich studiów dostał staż w Dolinie Krzemowej na podobnym stanowisku do mojego, podczas gdy ja to dostałem już w drugiej klasie polskiego liceum nawet po to nie aplikując. Właśnie w mniej więcej taki sposób kończę mój esej. Na wstępie jest wyśmiewanie, w rozwinięciu praca, a w zakończeniu spełnienie marzeń, które „przychodzi rykoszetem” jako efekt ciężkiej pracy. Tego ostatniego życzę każdemu! :)
Esej jest niezwykle ważną częścią procesu rekrutacyjnego, jednak aplikacja na studia w USA jest o wiele bardziej złożona. Na UPenn prócz eseju trzeba dołączyć oficjalny transkrypt ze szkoły średniej i raporty z ocenami, świadectwo ukończenia szkoły średniej, referencje, certyfikat znajomości języka angielskiego (np. wynik TOEFL), a także wyniki SAT, choć aktualnie nie jest to test wymagany. Jeśli komisja zechce Cię bliżej poznać, możesz zostać zaproszony na rozmowę wstępną. Aplikacji dokonuje się przez Common App lub Coalition Application do 1 listopada (Early Decision) lub do 5 stycznia (Regular Action). Opłata za rozpatrzenie wniosku o przyjęcie na Uniwersytet Pensylwanii wynosi 75 USD.
Aby dobrze przygotować się do aplikacji, napisać skuteczny esej, zdać wysoko test językowy i zwiększyć swoje szanse na pozytywne rozpatrzenie aplikacji, warto skorzystać z profesjonalnego doradztwa Lagunita Education. Możesz zamówić bezpłatną konsultację z nami, aby dowiedzieć się więcej o naszej ofercie. Kliknij i poznaj naszych mentorów.
Tak jak już wspomniałem – na szczęście studia są łatwiejsze niż aplikacja na nie, dlatego też nie muszę już żyć jak robot z zaplanowaną każdą minutą każdego dnia. Udaje mi się to wszystko godzić dzięki różnym kursom, które przerobiłem lata temu. Kiedy tylko mogę to staram się nie robić sobie długów sennych, bo w ostatecznym rozrachunku to tylko sprawia, że jesteśmy mniej produktywni, chociaż wiadomo bez tego często się nie da.
Czasami wystarczy trochę sprytu logistycznego – po co masz zjeść obiad i potem umówić się na omawianie projektu, skoro możesz się umówić na omawianie projektu przy obiedzie? Też trzeba dobrze układać swój plan zajęć, na przykład w tym semestrze wiedziałem, że algorytmika będzie mi zajmować masę czasu, więc pozostałe zajęcia dobrałem tak, żeby były mniej czasochłonne, na przykład calculus zajmuje mi tylko około 3-4h tygodniowo poza wykładami. Jednak najważniejsze to być produktywnym w tym co się robi – wtedy nagle „wyczarowuje” się dodatkowy czas. :)
Ostatnio o tym rozmawiałem z jednym mieszkańcem Doliny Krzemowej. W wyobrażeniu 90% świata Silicon Valley to jakiś obszar, gdzie jest dużo wieżowców, wszystko jest szklane i nowoczesne. W moim wyobrażeniu to było miejsce, w którym nie ma żadnych wieżowców, wszystkie budynki są niskie w takim typowym kalifornijskim stylu, jednak wszędzie są same firmy i nie ma tu prawie żadnych domów mieszkalnych. Poza tym to jest tutaj co najmniej po 40 stopni Celsjusza każdego dnia.
W rzeczywistości jednak uważam, że Dolina Krzemowa to raj na ziemi do życia. Są tutaj wszystkie największe firmy informatyczne: Google, który ma swoją główną siedzibę w pobliskim Mountain View, Facebook, Apple, Yahoo!... Podobnież swoje duże biura mają tutaj też Microsoft, NASA, Amazon... Jednak mniej znanych firm tutaj za bardzo nie ma. Miasto start-upów to San Francisco.
Dolina Krzemowa to przede wszystkim niezwykle spokojna okolica, idealna do życia dla rodzin. Oczywiście pod warunkiem, że te rodziny pracują w Dolinie Krzemowej lub mają duże majątki, bo bez tego raczej ich nie będzie stać na funkcjonowanie tutaj… ;) Ludzie rzeczywiście zarabiają niebotyczne pieniądze, najniższa stawka dla kogoś kto na przykład pracuje w McDonaldzie to $15.6 na godzinę. Jeśli jednak mówimy o osobach z firm informatycznych to niebo nie jest limitem. Z pracownikami raczej nie mówi się o kwotach niższych, niż sześciocyfrowe (nie mylić z sześcioma zerami!) w skali rocznej (oczywiście cały czas mówimy o dolarach). W firmach takich jak Google czy Facebook, nawet niektórzy stażyści mogliby zarabiać kwoty sześciocyfrowe w skali rocznej. Nie brakuje tutaj miliarderów, o milionerach nie wspominając, zdarzają się nawet zwykli pracownicy zarabiający kwoty siedmiocyfrowe.
To wszystko powoduje zupełnie inny poziom życia niż w większości świata. Okolica jest bardzo bezpieczna, nie ma tu żadnych slumsów, widać, że wszyscy tutaj są bardzo szczęśliwi. Pracownicy firm informatycznych mają ogromną wolność w pracy. Chodzi o to, żeby wykonać pracę, nikogo nie obchodzi jak i kiedy. Pracownicy przychodzą do biura, kiedy chcą i w granicach rozsądku wychodzą kiedy chcą. W czasie pracy jeśli czujesz, że dane zadanie Cię męczy, możesz w każdej chwili wyjść, pograć w bilard, który stoi w biurze, coś zjeść z kuchni, w której jedzenie jest uzupełniane na bieżąco według życzeń pracowników napisanych na tablicy, porozmawiać z kimś czy nawet wyjechać z biura na lunch do restauracji.
W biurze mamy około 6 psów, bo pracownicy mogą przynosić swoje pupilki do pracy. Jest pełna dowolność i wzajemny szacunek oraz zaufanie bez względu na stanowisko. Dużo się świętuje, na przykład, kiedy przyjechałem w pierwszy dzień, prezes techniczny wziął mnie swoim samochodem do restauracji na obiad razem z całym zespołem inżynierów, a kiedy ktoś ma urodziny zawsze są życzenia i torty (nawet dla psów!). Pogoda również jest tutaj idealna do szczęśliwego życia – rzadko jest za gorąco, a już na pewno nie za zimno. Za to całymi dniami świeci słońce, a deszcz nie pada prawie nigdy. Mamy tutaj dużo rezerwatów przyrody oraz parków (nawet darmowy basen w parku dla mieszkańców Mountain View!). Mimo wszystko, nie polecałbym przyjeżdżać tutaj na zwiedzanie. Jedyne, co tutaj można zobaczyć, to Stanford i korporacje, a to i tak tylko z zewnątrz.
Zajmuję się web developmentem już tak naprawdę od 10. roku życia, chociaż brzmi to trochę zbyt profesjonalnie jak na tamten okres. ;) Web development to nic innego jak tworzenie oprogramowania internetowego: od prostych stron, do złożonych wieloletnich projektów aplikacji internetowych. Można też powiedzieć, że zajmuję się inżynierią oprogramowania, bo jest to szerszy termin, w którym zawiera się web development. Jestem web developerem full-stack, czyli sam mogę stworzyć całą aplikację internetową, ponieważ mam doświadczenie w każdej dziedzinie web developmentu, od front endu, przez testy automatyczne e2e po back end.
Pracuję w firmie Topix. Jest to amerykańska strona internetowa o tematyce rozrywkowej z 2 miliardami odsłon miesięcznie. We front endzie mam już doświadczenie biznesowe w większości najpopularniejszych technologii, od AngularJS, przez Vue.js, po React.js. Nie chciałbym się zajmować tylko tymi zagadnieniami w przyszłości. Moją największą nadzieją jest sztuczna inteligencja.
Tak naprawdę web development przejął dużą część rynku konsumenckiego. W dzisiejszych czasach ludzie nie chcą nic pobierać na komputer: wszystko ma być dostępne w aplikacji internetowej lub mobilnej zaraz po wyszukaniu. Dlatego dobrym sposobem na rozwój firmy w dzisiejszych czasach jest tworzenie aplikacji internetowych lub mobilnych, tak samo jak zaczęła większość prosperujących firm informatycznych. Do rozwoju aplikacji internetowych zdecydowanie nie są potrzebne takie nakłady pieniężne, jak na przykład do badania rozwoju sztucznej inteligencji czy budowania robotów. Dlatego też myślę, że jeszcze przez dość długi czas będę zajmował się tym, czym zajmuję się teraz. Pewnego dnia jednak na pewno będę chciał przenieść się na coś poważniejszego niż zwykłe tworzenie apek dla konsumenta :)
Damian Krupa studiuje informatykę (Computer Science) oraz Engineering Entrepreneurship i Cognitive Science na University of Pennsylvania w Filadelfii. Przez całe życie mieszkał w wiosce Drzonek w Wielkopolsce, a studiuje na Ivy League dzięki otrzymywanej pomocy finansowej z programu dla przyszłych globalnych liderów Penn World Scholars. Programuje od 10. roku życia, pierwszy dochodowy biznes założył jako 12-latek, pierwszą ofertę pracy jako web developer dostał w wieku 15 lat, a już w wieku 17 lat otrzymał ofertę stażu jako inżynier oprogramowania w Dolinie Krzemowej w firmie Topix LLC, który aktualnie wykonuje. Możecie go znaleźć na Facebooku, LinkedInie oraz Instagramie.