Nazywam się Inga Piotrowska. Właśnie ukończyłam trzeci rok studiów licencjackich z psychologii i filologii angielskiej na Wellesley College, najlepszym uniwersytecie żeńskim w Stanach Zjednoczonych. Trzeci rok spędziłam na wymianie na University of Manchester w UK. W styczniu 2020 roku rozpoczęłam studia magisterskie z English Literature na University of York, który może się pochwalić jednym z najlepszych wydziałów literatury angielskiej w całej Wielkiej Brytanii.
Pochodzę z Dąbrowy Tarnowskiej, małego miasteczka obok Tarnowa. Aż do liceum uczęszczałam do lokalnych dąbrowskich szkół. Moją szkołą średnią było II Liceum Ogólnokształcące w Tarnowie, gdzie ukończyłam program matury międzynarodowej IB z rozszerzeniami z psychologii, biologii, języka angielskiego i polskiego.
Jako że mój college to tzw. liberal arts colleges, kładziony jest tu duży nacisk na rozwój nie tylko kierunkowy, ale również ogólny. W ciągu czterech lat studiów licencjackich należy ukończyć min. 32 przedmioty. Aby ukończyć mój główny kierunek, czyli psychologię, muszę zaliczyć min. 9 zajęć z psychologii, w tym statystykę.
Wellesley College należy do małych uczelni, a więc zajęcia również odbywają się w małych grupach. Zamiast olbrzymich 200-osobowych wykładów mamy przyjemność brać udział w kameralnych 30-osobowych zajęciach, które są najczęściej oparte na dyskusjach. Niektóre zajęcia (statystyka i metody naukowe) wymagają uczęszczania na kilkugodzinne laboratoria. Aby ukończyć dodatkowy kierunek, czyli literaturę angielską, mam za zadanie zdać 5 różnych przedmiotów. Zajęcia z angielskiego są jeszcze mniejsze: najczęściej uczęszcza na nie ok. 15 osób. Tak małe grupki zapewniają studentom znacznie lepszy kontakt z profesorem, zarówno w czasie, jak i poza zajęciami.
Oprócz przedmiotów kierunkowych, na wcześniej wspomniane 32 przedmioty składają się również zajęcia ze sztuki, przedmiotów ścisłych, matematyki, historii, socjologii, a nawet w-f. Mój liberal arts college zapewnia ogromną różnorodność co do tematyki owych zajęć, więc każdy może znaleźć coś dla siebie.
To, co najbardziej podoba mi się w mojej uczelni to fakt, że są tu same kobiety. W Polsce nigdy nie miałabym szansy na studiowanie na żeńskim uniwersytecie. Pomimo tego, że taki system ma swoje wady, doświadczenie życia jedynie wśród osób swojej własnej płci jest tego warte.
Najbardziej w mojej uczelni odrzuca mnie fakt, że jest odizolowana. Kampus zachwyca swoim wyglądem każdego gościa, ale studentki dość szybko nudzą się jego urodą i każdą wolną chwilę spędzają w pobliskim Bostonie. W moim przypadku trudności dodaje fakt, że Polek (international students) jest tam bardzo niewiele (obecnie bodajże 3), więc samotność potrafi czasem dać w kość.
Uczęszczałam do klasy z maturą międzynarodową, więc wiele osób, które znałam, zdecydowało się na studia za granicą. Wydaje mi się, że to oni głównie mnie zainspirowali. Wcześniej perspektywa studiowania za granicą wydawała mi się nieosiągalna, a oni pokazali mi, że studia poza Polską są możliwe.
Aplikowałam zarówno do USA, jak i do UK. Proces mojego przygotowanie do aplikacji rozpoczął się już w pierwszej klasie liceum, kiedy wiedziałam, że muszę zacząć się przykładać do ocen (składając podania na uczelnie w US należy wysłać oceny już od trzeciej klasy gimnazjum). Oprócz tego, brałam udział w wielu konkursach poetyckich oraz w klubie debat. W drugiej klasie liceum zaczęłam przygotowywać się do testów SAT. Wzięłam również udział w konkursie „Droga na Harvard,” którego zostałam finalistką. Egzamin SAT ostatecznie zdawałam 3 razy. Przygotowanie do tego testu kosztowało mnie bardzo dużo stresu, głównie ze względu na matematykę, ale ostatecznie udało mi się podnieść swój wynik o 260 punktów. Oprócz tego zdawałam również SAT Subject Test z języka niemieckiego, biologii oraz literatury angielskiej.
Zdawałam również TOEFL, który osobom z programu IB nie powinien sprawić większych problemów. Oprócz testów i zajęć dodatkowych (typu konkursy poetyckie), cały czas musiałam dbać o dobre oceny.
Aplikacja do UK była zdecydowanie mniej problematyczna. Wymagała napisania jedynie jednego eseju (personal statement), gdzie w USA do praktycznie każdego uniwersytetu wysyłałam takich kilka. Oprócz personal statement, należało również wysłać oceny przewidywane z matury. Moje aplikacje zarówno do UK, jak i do USA zakończyły się sukcesem. Dostałam się na St. Andrews, University of Edinburgh, Durham University i University of Aberdeen. Ostatecznie zdecydowałam się jednak na Wellesley College ze względu na status uczelni oraz wysokie stypendium.
Wyżej wspomniane aplikacje wymagały ode mnie mnóstwo pracy i samozaparcia. Do dzisiaj nie wiem, jak to zrobiłam. Te 3 lata liceum były dla mnie zarówno psychicznie jak i fizycznie bardzo wyczerpujące, ale myślę, że było warto.
Jako osoba niepewna siebie nauczyłam się, że potrafię więcej, niż mi się wydaje. Pojechałam do USA zupełnie sama. Sama musiałam poradzić sobie ze wszystkimi początkowymi formalnościami, jak np. z założeniem konta bankowego czy urządzaniem pokoju. Sama w zupełnie obcym kraju. Jeśli ktoś pięć lat temu powiedziałby mi, że będę w takiej sytuacji, to uciekłabym z krzykiem. Teraz bardziej doceniam samą siebie, swoje umiejętności i siłę mojej psychiki. Nauczyłam się również walczyć o swoje. To bardzo przydatna umiejętność w obcym kraju.
Nigdy nie myślałam, że różnice kulturowe między Polską a Stanami mogą być tak duże, a więc przeżyłam dość duży szok kulturowy. Było (i nadal jest) mi bardzo trudno znaleźć wspólny język z Amerykanami i zrozumieć ich oczekiwania wobec mnie. Dużo swobodniej czułam się w towarzystwie innych zagranicznych studentów. Co ciekawe, w Anglii ten szok kulturowy odczułam dużo łagodniej.
Najciekawszy przedmiot, jaki do tej pory brałam, to Physics for Future Presidents. Tak jak wcześniej wspominałam, Wellesley College oferuje bardzo szeroki wybór przedmiotów, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Jako osoba nienawidząca fizyki postanowiłam, że zaryzykuję i spróbuję. Okazało się, że przedmiot był super. Dowiedziałam się wielu praktycznych ciekawostek z dziedziny fizyki. Podstaw, które każdy z nas powinien znać. I wreszcie ktoś w przystępny sposób wytłumaczył to humanistom!
Bardzo podobały mi się również moje pierwsze zajęcia z literatury angielskiej Modern British Novel. Wybrałam się na nie przez przypadek, głównie aby towarzyszyć swoim koleżankom. Tak mi się spodobały, że postanowiłam zostać. Wcześniej rozważałam studiowanie literatury angielskiej, ale obawiałam się towarzystwa native speakerów na zajęciach. Teraz już wiem, że nie ma się czego bać, a blokada, jaką miałam, nie była blokadą językową, a psychiczną.
Moja uczelnia to dość specyficzne miejsce, które przyciąga tylko pewien rodzaj ludzi. W moim przypadku Wellesley College nie było najlepszym wyborem. Edukacja oraz możliwości są ogromne. Wellesley otworzyło mi wiele drzwi, o których istnieniu nawet wcześniej nie wiedziałam. Jednak na dłuższą metę wolałabym jednak uczęszczać na uniwersytet położony w mieście. Uniwersytet polecam wszystkim dziewczynom, które chcą skosztować życia bez facetów i przy okazji skorzystać ze edukacji na najwyższym poziomie.
Nie da się ukryć renomy Wellesley College. Uczelnia założona w 1870 roku zlokalizowana jest w mieście Wellesley w stanie Massachusetts, ok 30 min. jazdy samochodem z Bostonu. Obecnie kształci się tu nieco ponad 2300 studentek na ponad 50 dostępnych kierunkach studiów. Przykładowe z nich to:
Na uczelni organizowanych jest również wiele darmowych wydarzeń dla studentek, a także prężnie działają koła i organizacje studenckie – jest ich ponad 150. Można także dołączyć do jednej z 13 grup sportowych.
Studia na Wellesley College są płatne – aktualnie czesne wynosi 64 000 USD. Można jednak liczyć na pomoc finansową, np. w formie stypendiów: obecnie ok. 60% studentek otrzymuje wsparcie finansowe.
Na Wellesley College prawie w ogóle nie ma Polek. Najbliższe polskie stowarzyszenie znajdują się na MIT (z którym Wellesley College ma wymianę) jednak rzadko kiedy zdarza mi się tam być. Będąc na University of Manchester bardzo aktywnie angażowałam się w życie polskiego stowarzyszenia.
Wellesley College wymaga od studentek mieszkania na campusie. Uczelnia położona jest w małym, bardzo bogatym miasteczku, gdzie nie ma mieszkań przeznaczonych typowo dla studentów. Akademiki są dobrej jakości. Na pierwszym i drugim roku mieszkamy ze współlokatorką. Na trzecim roku szansa jedynki to 50%, a na czwartym roku mamy zagwarantowany pojedynczy pokój.
Stołówki otwarte są non stop przez 12 godzin. Gorące posiłki wydawane są 3 razy dziennie. Jedzenie niestety nie jest zbyt dobre.
Opłaty za pokój i wyżywienie, ubezpieczenie zdrowotne wynoszą aktualnie 24 291 USD.
Szczerze mówiąc, prawie nie mam wolnego czasu. A jeśli już mam, to staram się go wykorzystywać na pracę. Będąc na wizie studenckiej nie mogę pracować poza campusem. Przez te kilka lat wypróbowałam więc już wiele prac: zaczęłam od pracy na stołówce, a potem znalazłam pracę w bibliotece. Przy okazji pracowałam również jako asystent jednego z profesorów psychologii klinicznej i tutor psychologii.
W weekendy staram się jeździć do Bostonu, gdzie najczęściej wychodzimy do kina. Uczęszczam również na różne darmowe zajęcia prowadzone przez studentów dla studentów np. zumbę czy jogę.
Tak, bardzo tęskniłam za Polską i naszą kulturą. Nadal bardzo tęsknię. Nie do końca odnalazłam się w Stanach. Dużo lepiej czuję w Anglii ze względu na to, że kulturowo (ale również fizycznie) jest jej dużo bliżej do Polski. Znajomości, które nawiązałam w Stanach, to w większości relacje przelotne. Dużo fajniejszych przyjaźni zawarłam w Anglii, zwłaszcza z innymi international students.
Mój esej aplikacyjny dotyczył mojej największej pasji, czyli poezji. To świetnie wpisało się w charakterystykę liberal arts. Rozpoczęłam go od opisania swojego pierwszego spotkania z wielką poezją w szkole podstawowej. Wiersz, który wówczas bardzo mnie poruszył, to utwór Zbigniewa Herberta „Pudełko zwane wyobraźnią.” To właśnie on sprawił, że doceniłam poezję i zdałam sobie sprawę, że sama mogę ją tworzyć. Poruszyłam również temat walki z własnymi słabościami: moje pierwsze wiersze zalała fala krytyki, ale ja nie poddawałam się. Pisałam coraz lepiej, aż w końcu na moim koncie pojawiły się wygrane konkursy wojewódzkie, ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe. W eseju opisałam także swoje doświadczenia nabyte poprzez kontakty z takimi poetami, jak Adam Zagajewski czy Józef Baran. Pracę zakończyłam historią o tym, jak poezja przybliżyła mnie do psychologii. Gdy zauważyłam, że wielu poznanych przeze mnie twórców zmaga się z różnego rodzaju problemami psychicznymi, zapragnęłam nabyć więcej wiedzy na temat ludzkiej psychiki i zachowań społecznych.
Esej aplikacyjny to tylko jeden z wymogów na studia za granicą. Do wymaganych dokumentów na studia w USA należą także transkrypty i raporty z ocenami ze szkoły średniej, listy polecające od nauczycieli, certyfikat znajomości języka angielskiego (np. TOEFL) oraz opcjonalnie SAT/ACT. Rekrutacja trwa do 1 listopada (Early Action) i 8 stycznia (Regular Decision).
Same studia są dużo łatwiejsze niż proces aplikacyjny, więc po ukończeniu liceum mogłam wreszcie odetchnąć. Zazwyczaj w ciągu tygodnia wyznaczam sobie jeden dzień, w którym w ogóle się nie uczę (najczęściej piątek lub niedziela). W pozostałe dni staram się być jak najbardziej produktywna. Oprócz tego, staram się dość duży ćwiczyć (np. jogę), ponieważ to pozwala mi się zrelaksować. Ze znajomymi spotykam się głównie na stołówce w czasie kolacji.
Studentka III roku psychologii i filologii angielskiej na Wellesley College w Massachussetts (USA). Obecnie przebywa na rocznej wymianie na University of Manchester. W 2018 r. wydała swój debiutancki tomik poetycki, biegle posługuje się czterema językami. Interesuje się wszystkim, co związane ze sztuką. Zawodowo zajmuje się dziecięcą psychologią kliniczną. W wolnym czasie debatuje, śpiewa i czyta dobre książki. Prowadzi kanał na YouTube, na którym dzieli się z słuchaczami swoją wiedzą i doświadczeniem związanym ze studiami za granicą.