Nazywam się Piotr Głowinkowski, ukończyłem w tym roku licencjat na kierunku Metody Ilościowe w Ekonomii i Systemy Informacyjne, a ostatni semestr spędziłem w Michigan, gdzie studiowałem kierunek Business Administration. Była to wymiana studencka USA. W październiku rozpoczynam studia magisterskie z Finansów i Rachunkowości.
Pochodzę z Ostrowa Wielkopolskiego, miejscowości liczącej około 70 000 mieszkańców, znajdującej się centralnie między Wrocławiem, Poznaniem i Łodzią. Tam chodziłem do liceum.
Wymiana studencka USA pozwoliła mi doświadczyć zupełnie nowych rzeczy! Na uczelni, na której byłem, istniała podobna dowolność wyboru przedmiotów co na SGH, więc w zależności od własnych ambicji można zdecydować się na dużą lub małą ilość zajęć trudnych, średnich lub łatwych. Ja pod względem liczby ECTS wyrobiłem mniej więcej równowartość jednego semestru. Co ciekawe, zajęcia, na które można było się zapisać, nie ograniczały się do tych ze szkoły biznesowej; część moich znajomych uczęszczała np. na zajęcia z filozofii albo historii sztuki.
Największą różnicą w stosunku do zajęć w Polsce był brak podziału na wykład i ćwiczenia – obecność była obowiązkowa na wszystkich zajęciach (tu istniały różne zasady co do konsekwencji opuszczenia zajęć, np. trzy dozwolone nieobecności, każda następna skutkująca obniżeniem liczby punktów z przedmiotu), a aktywność na nich stanowiła za każdym razem przynajmniej 25% oceny końcowej. Fakt, że zajęcia angażują studentów już w trakcie ich trwania, wymusza małą liczbę osób w salach – było to zazwyczaj nie więcej, niż 40 osób. Jedne z zajęć odbywały się w pełnej sali 80-osobowej, na nich ocena aktywności wynikała bardziej z pracy w grupach (która jest również ważnym elementem oceny - grupowe projekty zaliczeniowe musieliśmy wykonywać na każdy z przedmiotów, na których byłem).
Zaskoczeniem było dla mnie to, że mało który przedmiot miał końcowy egzamin, z reguły było to raczej w formie prezentacji lub case study do wykonania w domu.
Jeśli chodzi o tematykę przedmiotów, wachlarz był naprawdę szeroki: marketing, finanse, analityka, fintech, sprzedaż, zarządzanie, przedsiębiorczość, umiejętności interpersonalne. Jest w czym wybierać i łatwo znaleźć studentów, którzy dzielą się swoimi opiniami. Generalnie wszystkie oferowane zajęcia były na wysokim poziomie, ponieważ na koniec każdego kursu odbywa się ewaluacja, która jest podstawą dla uczelni do podjęcia decyzji o dalszej współpracy z danym wykładowcą.
Zawsze byłem ciekaw, jak wygląda życie w USA i zasadniczo było to moją główną motywacją do wyjazdu. Nie zdecydowałbym się raczej na żaden inny kraj. Siłą rzeczy musiałem więc pojechać nie na Erasmusa, a na wyjazd w ramach umowy bilateralnej. Nie otrzymałem więc dodatkowego stypendium na życie, jednak moja edukacja była opłacona – jest to wsparcie finansowe, bez którego nie byłoby mnie stać na taki wyjazd, biorąc pod uwagę koszt edukacji w Stanach. W Michigan znalazłem się raczej przypadkiem – najlepsza z dostępnych w Stanach uczelni była właśnie tam.
Życie w USA jest dość drogie. Samo czesne na University of Michigan dla studentów międzynarodowych wynosi nieco ponad 58 000 USD rocznie. Dodatkowo koszty utrzymania to ok. 16 000 USD na rok. Wymiana studencka do USA na miesiąc wiąże się więc z wydatkiem sporo ponad 1000 dolarów. O ile uczestnicząc w programie Erasmus (kliknij i dowiedz się więcej o tym programie) student otrzymuje miesięczne wsparcie, które może w zdecydowanej większości pokryć koszty utrzymania, o tyle wymiany studenckie USA nie przewidują takich stypendiów. Na szczęście, jak już wspomniałem, moje studia były opłacone.
Studenci w Stanach byli mocno nastawieni na siebie i na swój sukces – głośno mówili o tym, co chcieliby robić w życiu (a w zasadzie o tym, co “będą robić” – z typową amerykańską pewnością siebie). Zobaczyłem dzięki temu, jak różne pomysły na siebie ludzie mają i jak nonkonformistyczni w dążeniu do celu bywają - w przeciwieństwie do tego, co obserwuje się często u nas (praca w korporacji, gdziekolwiek zostaniemy przyjęci, byle stabilna i z dobrą wypłatą, a niekoniecznie odzwierciedlająca to, co chcielibyśmy robić w życiu). Ta postawa wydawała mi się mocno inspirująca.
Zostałem mocno wystawiony na różnorodność kulturową, obyczajową itp. Nigdy tego nie doświadczyłem w Polsce (nie tylko na prowincji, ale również w Warszawie). Myślę, że otworzyło mi to trochę głowę na problemy, które w naszym kraju się neguje, ale również zacząłem dostrzegać to, co bardziej podoba mi się u nas, czego nie było tam (chociażby niektóre tematy, do których moim zdaniem podejście jest w Polsce zdrowsze). Poznałem ten słynny “amerykański luz”, który jak się okazało, był mocno sztuczny i raczej z grzeczności. Ludzie potrafili w jednej chwili być super mili tylko po to, żeby w następnej odwrócić się bez słowa na pięcie. Ten luz i bezpośredniość, były również pozorne, bo jedynie w stosunku do spraw mało ważnych, a gdy np. trzeba było przekazać feedback nt. pracy w grupie, amerykanie wypowiadali się tak naokoło, jak tylko się da.
W skrócie – zobaczyłem sporo całkiem nowej dla mnie kultury i podejścia, ale również doceniłem swój kraj i mocniej poczułem się jego częścią.
Najbardziej zaskoczyły mnie relacje student-wykładowca, student-pracownik na uczelni itp. Ciało profesorskie było bardzo przyjazne i pomocne, kazali mówić do siebie po imieniu, a na konsultacje bardzo mocno zapraszali, czasem chociażby, żeby porozmawiać o życiu - to również daje dużą wartość dodaną ludziom, którzy szukają jeszcze swojej drogi, bo wielu z nich poza karierą naukową zajmuje się różnorodnym biznesem i chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami.
W trakcie studiów miałem dużo ciekawych przedmiotów, więc ciężko mi się zdecydować na jeden konkretny - na SGH podobały mi się bardzo Mikro- i Makroekonomia z prof. Woźnym oraz prof. Pacho, Teoria gier z prof. Folfasem była dla mnie również bardzo ciekawa. Podczas wymiany najbardziej zainteresował mnie przedmiot nt. podstaw przedsiębiorczości, na którym omawialiśmy różne rodzaje działalności, a na każdych zajęciach mieliśmy okazję porozmawiać z gośćmi – przedstawicielami świata biznesu.
Tak, poleciłbym Michigan samo w sobie, nawet jeżeli nie jest najciekawszym stanem, a klimat bywa tam dosyć ciężki. Miasto w którym znajduje się uczelnia oferuje College Experience w pełnym tego wyrażenia znaczeniu. Nie wybrałbym innej uczelni z dostępnych dla mnie w tamtym czasie, a gdybym miał pojechać na, którąś ze słabszych uczelni w Stanach to zrobiłbym to tylko, gdyby znajdowała się ona w Nowym Jorku lub Los Angeles.
Wymiany studenckie USA a Polacy? Jest ich niewielu. Byłem jedynym Polakiem, który pojechał tam na wymianę w tym semestrze (rok wcześniej dostępne były dwa miejsca), jeśli chodzi o polskie stowarzyszenia, nawet jeśli jakieś były, nie orientowałem się na ten temat. Wschód USA to miejsce, w którym dużo polskich imigrantów osiedliło się w przeszłości, dlatego np. w okolicach Detroit organizowany był “polski targ” (nie miałem okazji się tam wybrać, dowiedziałem się o nim za późno), a podczas przedstawiania się dużo osób mówiło, że pochodzi z Polski – mieli jednak na myśli polskie korzenie na tyle dalekie, że nie czuli z naszym krajem żadnej więzi. W trakcie mojego pobytu poznałem w sumie trzech Amerykanów, którzy identyfikowali się z polskością na tyle, żeby umieć mówić w naszym języku i rozmowa z nimi była bardzo ciekawym doświadczeniem.
Jako że jest to miasteczko uniwersyteckie, we wszystkich domach czy blokach dookoła kampusu mieszkają studenci. Bardzo popularne jest wynajmowanie wielkiego domu i zamieszkanie tam w liczbie przynajmniej 10 osób. Ja mieszkałem w piwnicy takiego domu razem z dwoma innymi studentami z wymiany i jednym, który przeniósł się w tym samym semestrze z innej uczelni. Standard może nie był najlepszy, ale było całkiem przyzwoicie, deweloper pomagał nam przy wszelkich usterkach, a lokalizacja była świetna, bo 2 minuty na nogach od uczelni (około 90% czasu chodziłem tam wszędzie na nogach).
Jako że pokój wynajmuje się od studenta z Ameryki, który akurat pojechał na wymianę, można łatwo przepłacić. Ile kosztuje wymiana studencka do USA? Moje mieszkanie kosztowało mnie 700$ miesięcznie i była to przyzwoita cena w porównaniu do innych, ale znam przypadki osób, którym udało się wynająć pokój za 500$ w odrobinę gorszej lokalizacji.
Zajęcia miałem 3 razy w tygodniu, dodatkowo w połowie semestru był springbreak, także miałem okazję dużo podróżować (oczywiście na tyle, na ile pozwalały mi oszczędności). Na uczelni studenci za darmo mogli korzystać z placówek sportowych (bardzo dobrze wyposażone, można w nich uprawiać prawie każdy sport, o którym człowiek pomyśli), można też dołączyć do drużyn – ja sam spróbowałem sił na treningach bokserskich i zapaśniczych, mój współlokator grał w rugby. Poza tym bardzo popularne były kluby studenckie i skny, bardzo łatwo można było zaangażować się w działalność na uczelni.
Ostatnim punktem na rozrywkowej mapie były wydarzenia kulturalne i imprezy, w najróżniejszych formach - od frat parties na 100 osób do koncertu A$AP Ferg’a w uczelnianym budynku filharmonii.
Miałem gorsze i lepsze momenty. Przyjechałem sam, więc musiałem szybko znaleźć sobie znajomych na miejscu (z którymi sporadyczny kontakt utrzymuję do dziś). Tęskniłem i za znajomymi, i za rodziną, ale często kontaktowaliśmy się na facetime itp., więc dało się jakoś to znieść, poza tym miałem dwukrotnie odwiedziny. Ile trwa wymiana studencka do USA? Ja wyjechałem tylko w zasadzie na 4 miesiące, więc zamiast martwić się o przyjaciół, powinienem z tego czasu korzystać.
W Polsce dużo łatwiej nawiązać wartościową i bardziej angażującą znajomość w nowym środowisku. Miałem wrażenie, że w Stanach było to momentami niemożliwe, bo mimo, że wszyscy są bardzo mili powierzchownie, chętnie gadają o mało istotnych sprawach i zawsze kończą small talk słowami “we have to hang out!”. Gdy zaproponuje się już datę takiego spotkania czasami całkowicie ją ignorują, tak jakby żadna propozycja nie padła. Czas potrzebny w USA, żeby zacząć chodzić z kimś na kawę, to czas, po którym w Polsce ludzie regularnie spotykają się już u siebie w mieszkaniach i znają pół swoich życiorysów. Poza tym Amerykanie są mocno nastawieni na sukces i czują się trochę pępkami świata (również jako nacja).
Prawie za każdym razem, gdy mówiłem, że po powrocie z wymiany wracam do pracy, padało pytanie lub stwierdzenie na temat zielonej karty i pracy w Stanach (“no tak, pewnie po wymianie będzie łatwo Ci tutaj wrócić i dostać pozwolenie na pracę”). Niektórzy ludzie nawet dziwili się, że można chcieć pracować gdziekolwiek w Europie, bo “słyszeli, że tamta gospodarka jest bardzo słaba”.
No i ostatnia rzecz – wszystko w Ameryce jest duże i pełne przepychu. Co drugi samochód to jakiś gigantyczny pickup, mleko sprzedaje się w trzylitrowych butelkach, rum w dwulitrowych, budlighta w 30-paku, reklamy wyglądają tak, że cały czas na ekranie coś skacze, biega, krzyczy itp., a podczas przerw w trakcie meczu w baseball działo się trzy razy tyle co podczas samej gry.
Zdecydowanie warto zapoznać się z tematem wymiany studenckie USA i wziąć w nich udział. To wyjątkowa okazja, by doświadczyć nowej kultury, poznać ludzi z całego świata, podszkolić język, nabyć nowych doświadczeń i wspomnień. Niewątpliwie wymiana do USA na miesiąc czy dłużej sprzyja zwiększeniu chęci rozwoju i nauki oraz poszerza horyzonty. Jak się dostać na wymiany studenckie USA lub inne kraje? Najlepiej zapoznać się z ofertą swojej uczelni lub zapytać o możliwości bezpośrednio w szkole. A jeśli masz więcej pytań dotyczących życia za granicą: na jakim poziomie trzeba znać język, ile trwa wymiana studencka do USA i czy to się opłaca, zamów bezpłatną konsultację z naszymi mentorami.